Akcja banków zniechęcająca złotówkowiczów do składania pozwów o WIBOR nabiera tempa. Tym razem bankowcy działają z pełnym rozmachem, bo nauczeni doświadczeniem ze spraw frankowych wiedzą, że konsumenci są obecnie znacznie bardziej świadomi swoich praw niż 10 czy 15 lat temu. Poza tym gra toczy się o dużo wyższą stawkę. W przypadku kredytów frankowych sektor może zostać obciążony kosztem w wysokości ok. 100 mld zł, jeśli sankcja darmowego kredytu zdominuje całkowicie linię orzeczniczą. Natomiast w przypadku umów opartych o WIBOR chodzi o znacznie większe pieniądze, których suma wynosi trzykrotność PKB kraju. Co z tym WIBORem? Czy bankowcy naprawdę mają rację i Polska ma szansę zbankrutować z powodu podważania stawki referencyjnej?
- Banki wyraźnie tracą zdolność do chłodnej oceny sytuacji w kwestii pozwów o WIBOR. Gdy sądy wydały pierwsze zabezpieczenia powództw w tych sprawach, sektor odczuł pilną potrzebę zaakcentowania, że roszczenia kredytobiorców są bezzasadne
- Samo podważanie interesu prawnego kredytobiorców do kwestionowania WIBORu to, zdaniem bankowców, widocznie zbyt mało. Obecnie wielu z nich, część pod własnym nazwiskiem, część anonimowo, wieszczy wręcz bankructwo Polski, jeśli kredytobiorcom uda się podważyć WIBOR
- Po raz kolejny opinia publiczna może przekonać się, w jaki sposób banki prywatyzują zyski i upubliczniają straty, wynikające przecież wyłącznie z ich własnych działań
- Obserwując obecne działania banków, można dojść do wniosku, że szykuje się powtórka ze sporów frankowych. Sektor nie wyciągnął nauki z procederu frankowego i zamiast dogadywać się z kredytobiorcami, straszy ich ryzykiem wynikającym z pozwów.
Spis treści:
Kredytobiorcy tracą wiarę w rzetelność stawki referencyjnej. Banki przekonują, że WIBOR jest nieskazitelny
Niewiele było trzeba, by bankowcy stracili zdolność do racjonalnego osądu w sprawie sporu o WIBOR. Wystarczyły zaledwie dwa zabezpieczenia roszczeń, z których jedno zresztą zostało już uchylone, a sektor podniósł alarm i robi wszystko, by dotrzeć do zainteresowanych ze swoim komunikatem.
A brzmi on: „WIBOR jest ważny”. Bankowcom wtórują najważniejsze instytucje państwowe, takie jak Komisja Nadzoru Finansowego, Komitet Stabilności Finansowej i Narodowy Bank Polski. KNF podkreśla, że jak do tej pory nie ma żadnych przesłanek świadczących o tym, by WIBOR był manipulowany.
Również administrator stawki referencyjnej, GPW Benchmark nie zaobserwował jak dotąd żadnych podejrzanych danych wejściowych.
Zdaniem bankowców i Nadzoru Finansowego sposób ustalania stawki referencyjnej jest jednym z najpilniej strzeżonych procesów w Polsce i nie ma luki w systemie, która pozwalałaby na jakiekolwiek nadużycia.
Jednocześnie sektor finansowy straszy kredytobiorców konsekwencjami pozwów. Komunikat jest spójny – z różnych instytucji płynie właściwie ten sam wniosek: kwestionowanie WIBORu to nie tylko zagrożenie dla sektora bankowego, ale dla całego państwa.
Tą stawką referencyjną są oprocentowane nie tylko kredyty mieszkaniowe, ale wiele innych produktów finansowych. O ten wskaźnik oparte są m.in. kredyty dla firm, umowy leasingowe, obligacje skarbu państwa czy papiery dłużne.
Stawka WIBOR jest tak silnie zakorzeniona w polskiej gospodarce, że eliminacja jej ze wszystkich produktów bankowych mogłaby mieć – zdaniem bankowców – katastrofalne skutki. Mówi się o tym, że same odsetki od kredytów zaciągniętych po 2008 roku mogłyby wynieść 100 mld zł – czyli tyle, ile koszt sankcji darmowego kredytu w przypadku produktów frankowych.
Specjaliści z dziedziny bankowości szacują, że łączna wartość umów powiązanych ze stawką referencyjną WIBOR wynosi 4 biliony złotych. Rachunek będzie jeszcze wyższy, gdy uwzględni się transakcje międzybankowe rozliczane przez londyńską Izbę Rozliczeniową – wówczas łączna wartość zobowiązań powiązanych z kwestionowanym wskaźnikiem to nawet 9 bilionów złotych, czyli trzykrotność krajowego PKB.
Upadek WIBORu byłby równoznaczny z upadłością banków i całego systemu finansowego, a także utratą oszczędności życia przez zwykłych Polaków. Tak uważają bankowcy.
To oczywiście czarny scenariusz, którego kreślenie ma jasne i sprecyzowane cele: chodzi o wywołanie efektu odstraszającego. Kredytobiorcom trzeba jak małemu dziecku wytłumaczyć, że lepiej, aby zacisnęli pięści i grzecznie realizowali swoje zobowiązania, bo alternatywą jest utrata dorobku życia i funkcjonowanie w państwie, które będzie bankrutem.
Gdzie leży problem? W manipulowaniu WIBORem? A może w manipulowaniu konsumentami?
Wszystkie instytucje bankowe lub nadzorujące ten sektor, które zgodnie wypowiadają się na temat krystalicznej czystości WIBORu, pomijają niezwykle istotną kwestię ciążącego na kredytodawcach obowiązku informacyjnego wobec konsumentów.
Tragedii tysięcy polskich rodzin, które nie są w stanie spłacać swoich rat po podwyżkach stóp procentowych, dałoby się uniknąć, gdyby banki rzetelnie informowały o potencjalnie nieograniczonym ryzyku i równolegle proponowały kredyty z czasowo stałym oprocentowaniem jako bezpieczniejszą alternatywę.
Tak się jednak nie stało. Przeciwnie – do lipca 2021 roku banki nie miały nawet obowiązku posiadać w ofercie produktów na czasowo stałej stopie. Ten wymóg nałożył na nie dopiero KNF zaledwie na kilka miesięcy przed rozpoczęciem cyklu podwyżek kosztu pieniądza.
Bankom wyraźnie nie zależało na sprzedawaniu tych kredytów – doradcy w banku, pytani o tę grupę produktów, wprost zapewniali kredytobiorców, że w dłuższej perspektywie bardziej korzystne będzie dla nich zmienne oprocentowanie. Poziom świadomości Polaków odnośnie zależności między stopą referencyjną, stawką oprocentowania a ratą kredytową jest niski. Banki nie dołożyły starań, aby to zmienić – sytuacja była im na rękę.
Klient, który nie jest świadomy ryzyka, stanowi łatwy cel manipulacji. Można mu zaproponować dowolne zobowiązanie i wmówić, że będzie dla niego najkorzystniejsze, gdy rzeczywistość będzie dokładnie odwrotna.
Ten sam mechanizm stosowano w przypadku procederu frankowego, gdy kredytobiorcom wmawiano, że rekordowo tani frank z pewnością nie umocni się znacząco w nadchodzących latach. Historia pokazała, ile warte były te zapewnienia. Dziś kredyty frankowe są unieważniane, a jednym z powodów jest niedopełnienie obowiązku informacyjnego wobec konsumentów odnośnie zaznajomienia ich z ryzykiem walutowym.
Część prawników wskazuje, że w przypadku WIBORu sytuacja jest analogiczna. Wystarczy, że ryzyko walutowe zastąpimy ryzykiem oprocentowania i ponownie zyskujemy skrajnie nieprzewidywalny produkt, który w niesprzyjających warunkach ekonomicznych jest w stanie zrujnować niejeden domowy budżet.
Banki nie widzą problemu w swoim postępowaniu i nawet się nie zająkną na temat tego, jak informowały swoich klientów o ryzyku. Gorączkowo rozsyłają do klientów aneksy na okoliczność likwidacji stawki referencyjnej, licząc, że to pozwoli im choć częściowo uchronić się przed ryzykiem pozwów.
Eksperci prawni przyznają, że wysyłkę aneksów wymusza na bankach rozporządzenie BMR, ale wskazują też, że obowiązek ten ciąży na nich od 2018 roku. Bieżąca aktywność banków na tym polu jest alarmująca, prawnicy wprost tłumaczą kredytobiorcom, że powinni wpierw wnikliwie zapoznać się z treścią aneksu i konsekwencjami jego zaakceptowania, nim złożą pod nim podpis.
Dotychczas do polskich sądów wpłynęło kilkadziesiąt pozwów o WIBOR – Związek Banków Polskich przyznaje jednak, że banki notują zwiększoną liczbę reklamacji i przedsądowych wezwań do zapłaty, co dobitnie świadczy o zamiarach kredytobiorców. Jak do tej pory wiadomo o dwóch zabezpieczeniach roszczeń w sprawach, w których kwestią sporną jest WIBOR. Jedno z nich – to dotyczące powództwa klientki ING Banku Śląskiego w Katowicach – zostało już uchylone.
Prawnicy komentują zmianę decyzji sądu, podkreślając znaczenie czynnika losowego. Gdyby do rozpatrzenia wniosku klientki o zabezpieczenie roszczeń zostali przydzieleni ci sami sędziowie, ale w odwrotnej kolejności, wniosek wpierw zostałby odrzucony, a po zaskarżeniu – uwzględniony.
Nie ma więc sensu przywiązywać się do postanowienia, które samo w sobie nie jest prawomocnym wyrokiem w sprawie. Przed złotówkowiczami długa droga, która może wieść nie tylko przez krajowe sale rozpraw, ale również przez unijne szlaki – niewykluczone bowiem, że w kwestii WIBORu głos będzie musiał zabrać TSUE. A jeśli tak się stanie, cała misterna kampania banków w obronie stawki referencyjnej może okazać się zupełnie daremna.