W środę 12 października odbyła się pierwsza rozprawa przed TSUE w sprawie o sygnaturze C-520/21, która dotyczy bezpośrednio interesu polskich frankowiczów. Trybunał przyjrzał się jednej z najbardziej kontrowersyjnych kwestii, a mianowicie roszczeniom banków o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy kredytowej. Sprawa wzbudza mnóstwo emocji, zarówno w środowisku frankowiczów, jak i w sektorze finansowym. Gra toczy się o niezwykle wysoką stawkę i niewykluczone, że o być albo nie być niektórych banków komercyjnych. Jeżeli banki przegrają tę batalię, może je to łącznie kosztować ponad 100 mld złotych. Już po pierwszej rozprawie widać wyraźnie, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę konsumentów. Jakie znaki wskazują, że w sprawie C-520/21 zapadnie prokonsumencki wyrok?
Spis treści:
Czy wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału jest należne bankom?
Zanim przejdziemy do analizy samej rozprawy, wyjaśnijmy najpierw, o co dokładnie walczą strony. Sprawa C-520/21 trafiła do TSUE na wniosek sędziego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, który złożył zapytanie prejudycjalne w związku z jedną z rozpatrywanych spraw.
Powodem jest w niej prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, pozwanym zaś Millennium Bank. Warszawski sędzia chce ustalić, czy po unieważnieniu umowy kredytu frankowego strony mogą rościć o jakiekolwiek dodatkowe korzyści ponad zwrot spełnionych świadczeń. Chodzi nie tylko o potencjalne wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, ale również prawo do odszkodowania lub waloryzacji świadczenia (o które mógłby ewentualnie wystąpić kredytobiorca).
Wiadomo, że banki od wielu miesięcy występują wobec swoich klientów o opłatę za bezumowne korzystanie z kapitału – dotyczy to tych kredytobiorców, którym udało się unieważnić umowę. Kredytodawcy traktują to jako „straszak” na niezdecydowanych, którzy wciąż jeszcze spłacają swój kredyt, ale na poważnie rozważają złożenie pozwu.
Jak do tej pory sądy krajowe nie znajdowały zrozumienia dla roszczeń banków, wskazując, że taka konstrukcja jak wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału w ogóle nie funkcjonuje w polskim porządku prawnym. Wyrok TSUE określi więc linię orzeczniczą w tych sprawach i ustali, jakie są prawa stron po uznaniu przez sąd umowy za nieważną.
Wszystkie czołowe instytucje po stronie frankowiczów. Za wyjątkiem KNF
Rozprawa w Luksemburgu przyciągnęła wielu obserwatorów, w tym przedstawicieli środowiska prawnego, którzy na co dzień walczą w imieniu swoich klientów przeciwko bankom i udowadniają abuzywność umów waloryzowanych kursem franka. Rozprawa trwała kilka godzin, w jej trakcie przedstawiono stanowiska pełnomocników stron, Komisji Europejskiej, Rzecznika Finansowego i Rzecznika Praw Obywatelskich, jak również polskiego rządu i Komisji Nadzoru Finansowego.
Z ramienia KNF występował przewodniczący Jacek Jastrzębski, który tydzień przed posiedzeniem TSUE dołączył do sprawy, której ono dotyczy, jako prokurator. Jastrzębski, który przed objęciem stanowiska szefa KNF przez 10 lat pracował w PKO BP jako zastępca Dyrektora Departamentu Prawnego, zapowiedział mediom, że jego wystąpienie będzie miało charakter bezstronny. Jako jedyny zdecydowanie wziął w obronę sektor bankowy, wskazując zagrożenia związane z ewentualnym odrzuceniem przez TSUE roszczeń kredytodawców.
Jeżeli do tego dojdzie, po unieważnieniu umowy strony będą zobowiązane jedynie do rozliczenia się z wzajemnie pobranych środków. W praktyce będzie to oznaczało, że kredytobiorca zaciągnął kredyt bez żadnych dodatkowych kosztów – z zerowym oprocentowaniem, bez marży nałożonej przez bank, opłat dodatkowych i ubezpieczeń. Mocno obciążony już kosztem wakacji kredytowych sektor mógłby dotkliwie odczuć konsekwencje tego orzecznictwa – szef KNF zakłada, że jeden lub nawet kilka dużych banków mogłoby w tej sytuacji ogłosić upadłość.
Stanowisko Jastrzębskiego było odosobnione – zarówno rząd, Rzecznicy, jak i Komisja Europejska obrali jednoznacznie kurs prokonsumencki, nie stawiając konsekwencji dla sektora bankowego ponad prawa kredytobiorców.
Przejęcie szefa KNF losem komercyjnych banków nie umknęło uwadze sędziów TSUE. Ze strony jednego z nich padło retoryczne pytanie, czy sektor bankowy w Polsce nie może osiągać zysków z oferowania produktów finansowych, które będą zgodne z prawem. Wystąpienie przewodniczącego Nadzoru Finansowego zrobiło więc wrażenie, choć niekoniecznie takie, jak zakładał.
Co dalej w sprawie C-520/21? Kiedy ogłoszenie wyroku?
Sąd niestety nie podjął decyzji po przeprowadzeniu pierwszej rozprawy. Na wyrok będzie trzeba poczekać przynajmniej pół roku. Następna ważna dla frankowiczów data to 16 lutego 2023 roku – wówczas swoją opinię w sprawie wyda Rzecznik Generalny TSUE.
Analizując przebieg pierwszej rozprawy, można dojść do wniosku, że niewiele przemawia za korzystnym dla banków orzeczeniem w tej sprawie. Zarówno głosy płynące z kraju (KPRM, UOKiK, Ministerstwo Sprawiedliwości), jak i bezpośrednio z organów UE (Komisja Europejska) podkreślają potrzebę otoczenia strony słabszej umów, czyli konsumentów, zwiększoną ochroną.
Taka konieczność wynika wprost z dyrektywy 93/13/EWG, której celem jest przecież m.in. odstraszanie banków przed stosowaniem klauzul niedozwolonych. Dyrektywa nie spełniałaby swojego celu, gdyby banki mogły uzyskiwać korzyści ponad wypłacony kapitał z tytułu umów, za których wadliwość same odpowiadają.
Jeżeli TSUE wyda w sprawie C-520/21 prokonsumencki wyrok, należy się spodziewać, że banki odpuszczą kontr pozwy o opłatę za korzystanie z kapitału, gdyż nie będą miały one już sensu. Trudno jednak spodziewać się, że banki złożą broń i potulnie poddadzą się unijnemu orzecznictwu.
Prawnicy frankowi już dziś wieszczą, że instytucje finansowe powierzą swoim działom prawnym tworzenie kolejnych konstrukcji pozwalających na frankową kontrofensywę. Jeżeli Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej potwierdzi jednak, że roszczenia banków nie mają podstaw, wówczas krajowym sądom będzie już łatwiej orzekać w ewentualnych przyszłych spornych sprawach.