Nowoczesny i nastawiony na mobilność bank, preferujący świadczenie usług w formie on-line, odnotował kolejne straty finansowe. Kosmiczna kwota długów, bo aż 1,5 mld złotych na minusie, pozwala okrzyknąć mBank liderem wśród wszystkich obecnych na rynku banków, w dziedzinie strat rachunkowych. To kolejna, po upadłym już Getin Banku instytucja finansowa, która boryka się z problemami pieniężnymi, powstałymi w wyniku wakacji kredytowych i przewijającym się wciąż zagadnieniem związanym z kredytami frankowymi. O ile wpływ tego pierwszego nie oddziałuje znacząco na losy mBanku, to już zagadnienie frankowiczów stanowi po raz kolejny nie lada wyzwanie.
Spis treści:
Wakacje kredytowe przyczyną ograniczonego zarabiania na odsetkach.
Z racji narzuconych przez rząd wakacji kredytowych, przychody odsetkowe, jakie zawitały do banku w trzecim kwartale tego roku wyniosły zaledwie 1,87 mld złotych i były o pół miliarda złotych mniejsze, niż zyski za poprzedni okres rozliczeniowy. W tym samym czasie dwukrotnie wzrosły odsetki, jakie wypłacone zostały klientom od depozytów, przez co mBank zanotował na swoim koncie ponad dwa razy mniejszy zysk z ich tytułu.
Udzielenie klientom takowych wakacji w spłacie kredytów hipotecznych, jest główną podwaliną do tego, iż mBank nie zarabia jak to było dotychczas prawie 2 mld złotych z tytułu marzy odsetkowej, lecz kwotę mniejszą aż o dwa razy. Mimo to, instytucja ta wciąż odnotowuje zyski – i to nie małe. Głównym elementem stałego zarobku jest wysoki zysk prowizyjny za udzielanie pozostałych, bieżących świadczeń klientom indywidualnym, biznesowym, jak i korporacyjnym.
Ów, wręcz agresywne zarabianie na marży odsetkowej w czasie podwyżek stóp procentowych spowodowało, że bank mimo niedogodności, jakie czyhają na niego niemal za każdym rogiem, jest w dalszym ciągu swoistą maszynka do zarabiania pieniędzy. Specjaliści w nim pracujący wydaje się, jakby przewidywali z wyprzedzeniem pomysły i ruchu polityków i polskiego rządu tak, by w odpowiedniej chwili wyciągnąć przygotowanego wcześniej, przysłowiowego „asa z rękawa” i nie dopuścić do upadku tejże finansowej instytucji, będącej jednym z poważniejszych i mocniejszych graczy na rynku pieniężnym.
Napompowanie przychodów odsetkowych, jakie uskutecznił mBank, to zabieg, który zawsze próbują uczynić pozostałe banki, jednak jemu udało się to bezapelacyjnie. Podwyższone oprocentowanie kredytów i utrzymywanie bliskie zera oprocentowania depozytów przez dwa kwartały, zapewni utrzymanie mu pozycji na rynku i nie pozwoli odczuć żadnych, poważniejszych kłopotów, czy niedogodności.
Dociążenie rezerw frankowych – okazja do polepszenia sytuacji.
Za utrzymanie się mBanku na stałej pozycji jednego z największych finansowych graczy płacą oczywiście jego klienci, oraz deponenci – płacą i płaczą. Przedsiębiorstwo, z magicznym M w swoim logo jest niepodważalnym mistrzem w dziedzinie arbitrażu odsetkowego.
Nowy klient, który ledwo co założył w nim konto, może otrzymać aż 8% za środki, jakie w nim zdeponuje, natomiast „stary wyga” będący wiernym, często wieloletnim fanem ów instytucji, dostanie za środki w nim przechowywane co najwyżej 1%. Kredyty niehipoteczne, to również okazja, aby mBank wycisnął z klienta jak najwięcej się da – ich oprocentowanie podwyższone zostało najwyżej jak tylko można. Dodatkowo oprocentowanie kart kredytowych i limitów w rachunku pozwalających na debet oscyluje na najwyższym z możliwych poziomie, byle by tylko mieściło się w granicach zasad i obowiązującego aktualnie prawa.
Gruntowny przegląd metodologii, na jaki pozwolili sobie specjaliści od tabelek, zatrudnieni w tejże instytucji finansowej, pozwolił na wzrost utworzonych rezerw przeznaczonych na ryzyko związane z pozwami frankowiczów, bagatela aż o 2,3 mld złotych. W bieżącym roku kalendarzowym, mBank nie tworzył praktycznie w ogóle rezerw na franki, a poprzednio utworzone opiewały na kwotę 4,1 mld złotych, dzięki czemu ich niecodzienne zwiększenie to aż 1/3 utworzonej wcześniej kwoty.
1338 prawomocnych orzeczeń w sprawach frankowiczów i ich kredytów, to zaledwie 95 wyroków korzystnych dla banku, dlatego też opcja zabezpieczenia się przed ewentualnymi kolejnymi bataliami to mimo wszystko świetny ruch z jego strony. By zaprzestać dalszym konfliktom, instytucja ta rozpoczęła już polubowne dogadywanie się z klientami, którzy zaczerpnęli kredytu we frankach. Każdy z nich otrzymać ma propozycję jego odwalutowania i zamiany na kredyt w złotówkach, który ma być stały i zaczynać już od 4,99% w skali roku.
Codziennie nowi klienci indywidualni i korporacyjni sposobem na walkę z kryzysem.
Takie optymistyczne założenie pozwala uznać, iż mBank poradzi sobie z zagadnieniem frankowiczów i wybrnie z sytuacji z podniesioną głową, bez większych strat. Mimo, iż kolejna fala rezerw przyczyniła się do spadku kapitału własnego mBanku z 13,4 mld złotych aż do 11,1 mld złotych, to trzeba pamiętać, że koszt jaki wynika z rezerw jest jednorazowy, a bank z kwartału na kwartał nadal zarabia pieniądze (i to nie małe). Współczynnik wypłacalności instytucji spadł o 2 punkty procentowe, lecz dopóki nie obniży się do jednocyfrowej wartości, to możemy spać spokojnie.
W najnowszym raporcie mBank otwarcie przyznał, że wyłączenia z jego rachunków wyników dotyczących kredytów frankowych w duecie z wakacjami kredytowymi, zapewniłoby wzrost zysku netto na nadchodzący kwartał aż o 1,3 mld złotych. 5,64 mln klientów detalicznych gwarantuje mu niezłe zarobki, szczególnie poprzez regularne opłacanie abonamentów, zasilanie prowizjami za wykonane przelewy, czy też kredyty gotówkowe, nie zaliczające się do dziedziny hipotecznych, oscylujące na poziomie 125 mld złotych.
Łącznie, według najnowszego sprawozdania, mBank pozyskał 59 000 nowych klientów indywidualnych, co przy jednoczesnej obsłudze 33 000 klientów korporacyjnych, pozwala mu na utrzymanie ciągłości finansowej i wyjścia z każdej pieniężnej opresji praktycznie bez szwanku, czego klienci nawet nie zauważą.