Zdawałoby się, że teraz, po czerwcowych wyrokach TSUE, sądzenie się z bankiem będzie wręcz banalnie proste. Wszak najważniejsze wątpliwości nagromadzone wokół tych sporów zostały rozwiane. Banki pozostały na placu boju bez broni – frankowicze dostali z kolei nową amunicję: ustawowe odsetki za zwłokę, prawo do zabezpieczenia roszczeń oraz prawo do pozwu o wynagrodzenie za korzystanie przez bank z ich kapitału. Kredytobiorcy nie mogą jednak czuć się w pełni bezpieczni, bo na ich pieniądze czyha już nowe zagrożenie: są nim pseudokancelarie, niedoświadczeni prawnicy i cały wielki, a zarazem bardzo nieetyczny biznes zbudowany na sprawach przeciwko bankom, który konkuruje z uczciwymi adwokatami oraz radcami prawnymi o klientów. Jak nie dać się nabrać na słowicze wdzięki w głosie pośrednika i omijać pseudokancelarie szerokim łukiem, by szybko dojść do prawomocnego unieważnienia umowy i zatrzymać większość korzyści finansowych z wyroku dla siebie?
- Frankowicze wygrywają 99,1 proc. spraw przeciwko bankom i zyskują gigantyczne finansowe korzyści z unieważnień umów. To pokusa dla nieetycznych podmiotów, by zacząć zarabiać na krzywdzie konsumentów
- Opieka prawna w renomowanej kancelarii adwokackiej lub radcowskiej wcale nie jest droga, ale tak przedstawiają ją banki. Korzystają na tym pseudokancelarie, które chcą prowadzić sprawy z zerowym kosztem początkowym i pobierają horrendalne premie za sukces
- Kredytobiorca, który źle wybierze pełnomocnika prawnego, może zapłacić kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy złotych za opiekę prawną pośrednika. W polskim prawie wciąż brak skutecznych mechanizmów, by zastopować ten skrajnie nieetyczny proceder.
Spółki z o.o. biją się o klientów frankowych. W grze są miliony złotych
Im bardziej prokonsumenckie staje się orzecznictwo krajowych sądów w sprawach o kredyty pseudowalutowe, tym większa jest determinacja nieetycznych przedsiębiorstw, by zarabiać na „pomocy frankowiczom”. Kolejne wyroki TSUE to bodziec dla podmiotów szukających sposobów na łatwy zarobek, nie zawsze w transparentny sposób. W ostatnich latach powstały dziesiątki kancelarii frankowych, odszkodowawczych czy prawnych, które nie mają nic wspólnego z profesjonalnymi firmami prowadzonymi przez adwokatów czy radców prawnych. Różnice zaczynają się już na etapie wyboru formy działalności.
Kancelaria adwokacka czy radcowska to podmiot w formie spółki osobowej – jawnej, partnerskiej, komandytowej lub komandytowo-akcyjnej. Z kolei pseudokancelarie działają jako spółki kapitałowe, z ograniczoną odpowiedzialnością lub akcyjne, co pozwala im na ucieczkę przed finansowymi konsekwencjami za błędy. Kapitał zakładowy takiego podmiotu rzadko kiedy przekracza 5 tys. zł, co jest śmieszną kwotą, biorąc pod uwagę, że firma reprezentuje kredytobiorców w sprawach wartych setki tysięcy złotych. Pseudokancelaria robi wszystko, by marketingowo nie odróżniać się od tych adwokackich czy radcowskich, licząc na to, że swoim wizerunkiem zjedna sobie setki nowych klientów.
Tak się zresztą dzieje. Frankowicze podpisują umowy z takimi podmiotami, wierząc, że nawiązują współpracę z firmą kierowaną przez prawników. Tymczasem w Polsce rynek ten nie podlega kontroli, a nazwy takie jak „kancelaria prawna”, „kancelaria frankowa” czy „kancelaria odszkodowawcza” nie są wcale zarezerwowane dla osób ze stosownymi uprawnieniami. Ktoś, kto kilka lat temu sam pośredniczył w udzielaniu kredytów frankowych, dziś może wejść w nową branżę i drugi raz zarabiać na klientach, do których krzywdy się przyczynił.
Firmy te są groźne dla frankowiczów z wielu powodów:
- nie są związane kodeksem etyki adwokackiej czy radcowskiej
- nie muszą posiadać ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej
- nie mają obowiązku przestrzegać tajemnicy adwokackiej, nie obowiązuje ich konieczność unikania konfliktu interesów
- mogą uzależniać 100 procent swojego honorarium od wyniku sprawy, przy tym wynagrodzenie prowizyjne nie jest w żaden sposób ograniczone ustawowymi „widełkami”, przez co może wynieść łącznie nawet kilkadziesiąt procent wartości przedmiotu sporu!
- tworzą wzorce umowne, które nierzadko są pełne klauzul abuzywnych, szkodliwych dla konsumenta i ograniczających jego prawa
- chcą pośredniczyć w rozliczeniu banku z klientem: pieniądze, które bank jest zobowiązany wypłacić konsumentowi po unieważnieniu umowy, przepływają przez konto kancelarii, zamiast iść bezpośrednio do klienta
- w przypadku problemów finansowych mogą wejść w procedurę restrukturyzacyjną, co spowoduje, że klienci mający roszczenie wobec takiego podmiotu mogą nie odzyskać należnych im środków.
Jak rozpoznać, że frankowicz ma do czynienia z pseudokancelarią?
Pseudokancelarie w Polsce mają wiele twarzy. Ta najczęściej spotykana to oczywiście ogromna korporacja będąca istną fabryką pozwów, mająca dziesiątki stron internetowych, profili na social mediach, skupiająca wokół siebie społeczności czy stowarzyszenia.
Firma taka współpracuje z handlowcami rozsianymi po całej Polsce, którzy „łowią” klientów przez Internet, wysyłają oferty współpracy przez FB czy inne portale, kusząc benefitami, gwarancjami sukcesu i pakietami korzyści. Kredytobiorca frankowy, do którego odezwie się taki handlowiec, powinien bardzo ostrożnie podchodzić do tej korespondencji i otrzymywanych zapewnień – renomowane, godne zaufania kancelarie adwokackie czy radcowskie nie pracują w ten sposób, gdyż jest on wątpliwy etycznie i od dawna krytykowany przez ekspertów.
Ogromne zapotrzebowanie na prawników frankowych sprawia, że „do gry” chcą wejść osoby posiadające stosowne uprawnienia (adwokackie lub radcowskie), jednak niemające doświadczenia w prowadzeniu sporów o kredyty pseudowalutowe. Pokusa dużego zarobku jest jednak tak silna, że niektórzy prawnicy są skłonni schować zasady etyki do kieszeni i odpowiedzieć na potrzeby rynku swoją ofertą.
Ktoś, kto do tej pory reprezentował klientów w sprawach rozwodowych, z dziedziny prawa pracy czy związanych z innymi zagadnieniami prawa cywilnego, nie ma wiedzy i praktyki niezbędnych do występowania przeciwko najlepszym prawnikom z branży, którzy bez wątpienia będą reprezentowali bank w sądzie.
Kancelarie, które zechcą jednak podnieść rękawicę, bardzo często kreują się na specjalistów z tej dziedziny, publikując na social mediach i stronach internetowych informacje o wygranych sprawach frankowych (nie wspominają tylko, że opisywane orzeczenia należą do bardziej doświadczonej konkurencji), a nawet próbują „podpinać się” pod toczące się przed TSUE postępowania – przedstawiciele tych podmiotów robią sobie wycieczki do Luksemburga, fotografują przed siedzibą Trybunału i w ten sposób próbują uwiarygodnić swój udział w walce z procederem frankowym.
Na potrzeby takich niewyspecjalizowanych, za to bardzo sprytnych podmiotów powstają różnego rodzaju rankingi i porównywarki kancelarii. Służą one uwiarygodnieniu podmiotu i stworzeniu sztucznego wrażenia, że wygrywa on w obiektywnych zestawieniach, co jest oczywiście nieprawdą – pseudokancelarie płacą, by znaleźć się na liście najlepszych, a niektóre kupują nawet „leady” zebrane przez porównywarki, aby bezpośrednio docierać do frankowiczów, którzy rozważają proces z bankiem. Aby nie dać się nabrać na te sztuczki i wybrać dobrego pełnomocnika do sprawy, kredytobiorca powinien przede wszystkim sprawdzić czy kancelaria:
- działa w formie spółki osobowej
- ma wieloletnie doświadczenie w reprezentowaniu kredytobiorców w sądach, zdobyte jeszcze przed 2019 rokiem
- prezentuje na stronie i w social mediach wyroki, które sama wywalczyła dla swoich klientów w sądzie
- działa z sukcesami na terenie całego kraju
- nie dyskryminuje frankowiczów, których status konsumenta w relacji z bankiem jest wątpliwy, i chętnie przyjmuje takie sprawy do poprowadzenia
- potrafi udowodnić swoją skuteczność w wykreślaniu hipoteki bez listu mazalnego, tylko na bazie wyroku unieważniającego umowę.