Czy da się wyliczyć, ile banki zapłacą frankowiczom w konsekwencji sądowych rozliczeń po unieważnieniach umów? Nie ma jednej oficjalnej prognozy, która byłaby na tyle miarodajna, że warto by postawić ją za wzór. Swoich wyliczeń próbowała KNF już w 2021 roku, jednak przyjęte wówczas kryteria trudno uznać za odzwierciedlające prawdopodobne przyszłe scenariusze. Co jakiś czas niezależni eksperci, a także analitycy biur maklerskich i samych banków próbują aktualizować swoje prognozy, przyciągając tym uwagę kredytobiorców frankowych. Jak kształtują się prawdopodobne koszty ryzyka prawnego kredytów frankowych w 2023 roku?
-
Wg prognoz Komisji Nadzoru Finansowego z marca 2021 roku łączny koszt tzw. sankcji darmowego kredytu, czyli masowego unieważniania umów bez prawa po stronie banków do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, miałby wynieść 101,5 mld zł
-
Analitycy finansowi wielokrotnie rozprawiali się już z tymi wyliczeniami, wskazując, że są nierealne, ponieważ zakładają, że 100 proc. uprawnionych zdecydowałoby się na pozew, a wszystkie sądy orzekłyby w tych sprawach dokładnie tak samo
-
Banki na własną rękę próbują od pewnego czasu minimalizować koszty ryzyka prawnego, a służą im do tego ugody, po których sporny kredyt jest konwertowany na złotówki
-
Scenariusz ugodowy nie jest dla bankowców bezkosztowy, ale z pewnością generuje mniejszy wydatek niż unieważnienia umów
-
Spośród dużych banków giełdowych tylko niektóre są gotowe do całkowitej absorpcji kosztu ryzyka kredytów frankowych w bieżącym roku. Część będzie musiała rozłożyć ten wydatek na kilka najbliższych lat.
Ile może kosztować banki sankcja darmowego kredytu?
Początkiem marca 2021 roku KNF opublikowała wstępne szacunki kosztów, które mogą wystąpić po stronie sektora bankowego w wyniku przegranych sporów sądowych. To wówczas Komisja Nadzoru Finansowego doszła do wniosku, że konsekwencją masowego unieważniania umów frankowych i odmówienia bankom prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału będzie koszt na poziomie 101,5 mld zł.
Problem z tą kalkulacją jest taki, że zakłada ona, iż tzw. sankcji darmowego kredytu podlegałyby wszystkie umowy, w tym te spłacone, co jest raczej nierealne. Do tej pory frankowicze wytoczyli bankom ok. 110 tys. powództw, a spory frankowe trwają na masową skalę od jakichś 7 lat, z największą dynamiką wzrostów przypadającą na czas po wyroku TSUE w sprawie Raiffeisen vs. Dziubak.
KNF rozważała wówczas także inne scenariusze. Np. ten, obecnie już nierealny, wg którego bankom jednak przyznano by opłatę za korzystanie z kapitału. Wówczas rozliczenie wszystkich umów, tych spłaconych i tych spłacanych, kosztowałoby sektor 70,5 mld zł. Najgorszym scenariuszem dla bankowców byłby ten, w którym wszystkie umowy zostałyby unieważnione, ale bankom nie należałby się nawet zwrot kapitału – taki obrót spraw wygenerowałby koszt po stronie frankowych banków na poziomie 234 mld zł, przekraczając wartość kapitałów własnych sektora (zarówno na moment, w którym tworzono prognozę, jak i na chwilę obecną, gdy kapitały własne banków to ok. 212 mld zł).
Obecnie analitycy finansowi skłaniają się raczej ku scenariuszowi, że do sądów ruszy ok. połowa wszystkich uprawnionych do pozwania banku. W dalszym ciągu mogą to być setki tysięcy osób, wg różnych szacunków do 2012 roku banki udzieliły Polakom łącznie od 700 do 900 tys. kredytów we franku. W tym wciąż aktywne umowy to ok. 340 tys. Które banki są najbardziej zagrożone ryzykiem prawnym? Oczywiście te, które w swoim portfelu mają najwięcej tego rodzaju kredytów. Prym wiedzie PKO BP, którego portfel frankowy jest warty ok. 16,7 mld zł. Podmiot zdążył utworzyć rezerwy pokrywające ok. 50 proc. hipotek frankowych, jest to duża poprawa względem 2021 roku, gdy PKO BP posiadał rezerwy na poziomie 36 proc.
Drugim w kolejności bankiem z największym portfelem hipotek we franku jest mBank z wynikiem 11,9 mld zł. W zeszłym roku bank zaksięgował odpisy na ryzyko prawne tych kredytów w wysokości 3,1 mld zł, czym doprowadził do sytuacji, w której pokrycie portfela rezerwami wynosi dla grupy już 54 proc. Na trzecim miejscu uplasował się Millennium Bank – podmiot posiada portfel frankowy o wartości 10,7 mld zł i pokrycie rezerwami na poziomie 47 proc. Czwarta pozycja należy do Santander Banku, mającego hipoteki frankowe o wartości 8,4 mld zł i odpisy na poziomie 42 proc. Piąte miejsce zajmuje BNP Paribas, w którym umowy frankowe są warte 4,1 mld zł, zaś dokonane odpisy pokrywają portfel w 46 proc.
W najkorzystniejszej sytuacji są ING Bank Śląski i Pekao, które pokryły jak dotąd swoje portfele frankowe kolejno w 88 i 82 proc. Rzecz jednak w tym, że te banki mają stosunkowo mało hipotek frankowych, zatem dotworzenie odpowiednich rezerw stanowiło w ich przypadku mniejsze wyrzeczenie – bilansowa wartość kredytów w CHF w ING Banku Śląskim to 0,7 mld zł, zaś w Pekao – 2,6 mld zł.
Ile czasu banki potrzebują na zawiązanie odpowiednich rezerw na franki?
Ile rezerw będą musiały dotworzyć banki przy założeniu, że połowa uprawnionych unieważni swoje umowy, 30 proc. dogada się z bankiem i podpisze ugodę, a reszta będzie spłacać kredyty na dotychczasowych zasadach? Z analizy przedstawionej przez Biuro Maklerskie Banku Handlowego wynika, że dodatkowy koszt po stronie sektora mógłby wówczas wynieść ok. 20 mld zł. Najwięcej, bo ok. 5,1 mld zł rezerw, musiałby dotworzyć PKO BP, następne w kolejce byłyby Santander (4,6 mld zł), mBank (4,5 mld zł) oraz Millennium (3,1 mld zł).
Banki w dotwarzaniu rezerw są ograniczone oczywiście kapitałami własnymi. Zwiększenie rezerw do poziomu podobnego jak w ING czy Pekao byłoby najmniejszym problemem dla kredytodawców z wysokimi kapitałami, takich jak PKO BP czy Santander. Te podmioty, gdyby się uparły, mogłyby zaksięgować stosowne odpisy jeszcze nawet w tym roku. W nieco gorszej sytuacji są mBank czy Millennium Bank, które, zdaniem analityków, do podobnej akcji potrzebowałyby ok. 2-3 lat.
Analitycy biorą na tapet również czarny scenariusz, ten sam, nad którym pochyliła się swego czasu KNF. Chodzi o wariant, wg którego wszyscy uprawnieni skorzystaliby z wstąpienia na drogę sądową – w tym także osoby, które spłaciły swoje kredyty oraz takie, które podpisały ugodę.
W takim przypadku łączny koszt po stronie sektora bankowego wyniósłby jeszcze 57 mld zł.Banki jednak nie chcą dopuścić, by ten wariant się ziścił i robią, co mogą, by namówić jak największą grupę kredytobiorców na ugody. Największe sukcesy na tym polu notuje PKO BP, który podpisał ok. 20 tys. ugód, drugi na podium jest Millennium, mający w portfolio ponad 11 tys. ugód. Problem tylko w tym, że kredytobiorcy coraz mniej chętnie podchodzą do mediacji z bankami. Powodem jest wysokie oprocentowanie kredytów złotowych, które skutecznie zniechęca frankowiczów do konwersji umów i przechodzenia na rodzimy WIBOR.
Frankowicze zdają sobie również sprawę z tego, że wkrótce ich roszczenia mogą zostać zaktualizowane o waloryzację świadczeń wskaźnikiem inflacji. Stałoby się to możliwe, gdyby TSUE uznał, że bankom nie tylko nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, ale zgodnie z unijnym prawem frankowicze mogą pozywać te podmioty o odszkodowanie. Chodzi oczywiście o spodziewany wyrok w słynnej już sprawie C-520/21, w której znana jest jak na razie prokonsumencka opinia Rzecznika Generalnego. Ostateczny werdykt Trybunału powinien zapaść najpóźniej na jesieni tego roku.