Od momentu, gdy Puls Biznesu poinformował o projekcie ustawy, nad którym pracują instytucje odpowiedzialne za stabilność sektora finansowego, nie ma tygodnia, by do mediów nie przedostawały się kolejne, oficjalne i nieoficjalne, informacje na ten temat. Postępem nad pracami zainteresowane są przede wszystkim same banki, które byłyby oczywistym beneficjentem tych rozwiązań. Z dużym dystansem i niepokojem podchodzą do tej koncepcji sami frankowicze, którzy obawiają się, że KNF chce odebrać im prawa do korzyści uzyskiwanych w wyniku unieważniania umów. Czy rzeczywiście banki mogą liczyć na to, że rządzący wprowadzą „ustawę antypozwową”? A może sojusznik w Nadzorze Finansowym to zbyt mało, by unieszkodliwić konsumentów?
- Banki zbyt późno przystąpiły do rekomendowanych przez KNF programów ugodowych, w związku z czym nie są w stanie przekonać przeważającej części frankowiczów, by ci zgodzili się na przewalutowanie swoich kredytów na złotówki
- Ponieważ linia orzecznicza coraz mniej sprzyja bankowcom, a ostatnio mówi się nawet o tym, że kredytobiorcy zyskają prawo do roszczeń o waloryzację świadczeń, pojawił się pomysł, by ustawowo znieść problem kłopotliwych pozwów. Pomysłowi przyklasnęła Komisja Nadzoru Finansowego
- KNF, która bardzo często mówi z bankami jednym głosem, nie ma jednak inicjatywy legislacyjnej, a więc jej prace nad projektem ustawy nie przyniosą sektorowi wymiernych korzyści, przynajmniej tak długo, jak pomysł nie znajdzie swojego promotora
- Zachodzi pytanie, czy promowane przez Komisję rozwiązania są w ogóle zgodne z ustawą zasadniczą, a ich ewentualne przeforsowanie nie doprowadziłoby do masowych pozwów wobec Skarbu Państwa. Komu sprzyja KNF?
Wywłaszczenie frankowiczów, czyli jak znieść problem procederu frankowego ustawą
Narastający problem kredytów frankowych coraz bardziej martwi banki i Komisję Nadzoru Finansowego, która wpierw nie mogła namówić sektora na wprowadzenie pilotażu ugodowego, a teraz nie znajduje zrozumienia dla swoich najnowszych pomysłów wśród rządzących. Z roku na rok statystyki spraw o franki są coraz bardziej zatrważające dla bankowców. Wg najnowszych doniesień w 2022 roku banki prawomocnie przegrały prawie 99 proc. spraw rozpatrzonych przez sądy II instancji. W przeważającej większości sądy decydują dziś o unieważnieniu umów, rozwiązanie łagodniejsze, czyli odfrankowienie kredytu to już rzadkość.
Sektor powoli godzi się z myślą, że przegrał – kredytobiorcy nie odstąpią od swoich roszczeń, a sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdy zapadnie wyrok TSUE w sprawie C-520/21. Ten prawdopodobnie będzie prokonsumencki, podobnie jak opinia Rzecznika Generalnego tej instytucji, wydana 16 lutego br. Jeśli tak się stanie, kontrpozwy banków, które dziś są ich głównym batem na frankowiczów, przestaną odgrywać jakąkolwiek rolę, no może prócz satyrycznej. Banki kierując te pozwy, same przyczyniły się do tego, że frankowicze odbili piłeczkę i zaczęli rościć od kredytodawców o opłatę za korzystanie z kapitału.
Co dalej? Pora na kolejną rundę. Banki wiedzą już, że potrzebują sojusznika, który pomoże im pozbyć się problemu. Do sektora pomocną dłoń wyciąga KNF, która proponuje projekt ustawy. Głównym założeniem projektu jest sprowadzenie na sektor bankowy ustawowego obowiązku udostępniania kredytobiorcom ugód, i to wg założeń, które w grudniu 2020 roku przedstawił Jacek Jastrzębski, szef KNF. Samo to nie wzbudza wśród frankowiczów większych kontrowersji – wszak obowiązek oferowania ugód przez banki byłby zmianą na korzyść konsumentów.
Problem leży jednak gdzie indziej. Chodzi o to, co stałoby się w sytuacji, gdy kredytobiorca odrzuciłby ugodę i zdecydował na pozew. Wówczas, po unieważnieniu kontraktu w sądzie, o korzyści uzyskane na tej drodze upomniałby się… Urząd Skarbowy. Zgadza się, Nadzór rozważa obłożenie frankowiczów stuprocentowym podatkiem od wzbogacenia się. Brzmi to kuriozalnie, ale też niebezpiecznie.
Nie trzeba być bowiem ekspertem prawa, by zauważyć, że takie rozwiązanie byłoby niczym innym jak wywłaszczeniem konsumentów i pozbawieniem ich przysługujących im praw. Pomysłodawcy projektu mogą myśleć, że są sprytni – w końcu pozwy byłyby w dalszym ciągu dozwolone, cóż jednak z tego, skoro idące za nimi korzyści zostałyby w majestacie prawa zagrabione przez fiskus?
Banki same wykazały, że ustawa „antyfrankowa” nie ma sensu. Zmieniły zdanie?
Eksperci prawni wskazują, że pomysł KNF jest w gruncie rzeczy daleki od ideału i jedynym beneficjentem byłyby tak naprawdę same banki. Ucierpiałby zaś… Skarb Państwa, przeciwko któremu konsumenci wytoczyliby tysiące pozwów. Wysoce prawdopodobne, że prędzej czy później w spór musiałby się zaangażować TSUE, którego dotychczasowe orzecznictwo jasno wskazuje, że to konsumenci w unijnym prawie są stroną uprzywilejowaną, bo słabszą. Państwo członkowskie nie może swoimi działaniami premiować sektora finansowego kosztem społeczeństwa, a do tego prowadziłoby wdrożenie pomysłu Nadzoru Finansowego.
Nie można też zapomnieć o tym, że sam schemat ugód zaproponowany przez szefa KNF jest, wbrew jego twierdzeniom, daleki od sprawiedliwego, nie zapewni też przywrócenia równowagi pomiędzy stronami kontraktu. Dlaczego? Przyczyna tkwi w sposobie przewalutowania zobowiązań.
Miałyby zostać skonwertowane tak, jakby od początku były kredytami złotowymi opartymi o WIBOR. Problem jednak w tym, że wielu aktywnych frankowiczów nie było stać w chwili zawierania umowy na kredyt złotowy w kwocie analogicznej do zaciągniętej (po przeliczeniu na PLN po kursie NBP).
Ci klienci wzięli kredyty pseudowalutowe, ponieważ bank wyliczył, że nie mają oni zdolności kredytowej na zobowiązanie w złotówkach. Teraz KNF chce „ożenić” ich z kredytem, którego by po prostu nie dostali z uwagi na zbyt niskie zarobki lub inne czynniki wpływające na scoring.
Przy okazji dyskusji o „ustawie antypozwowej” jak bumerang powraca zgodność pomysłu z Konstytucją RP. Przed laty, gdy politycy chcieli uregulować relację banków z kredytobiorcami i proponowali przewalutowanie spornych kredytów na PLN, przeciwko temu rozwiązaniu protestowały zarówno same banki, jak i ambasady krajów, w których właściciele tych podmiotów mieli swoje siedziby główne.
Polskę straszono arbitrażem, masowymi procesami, a najwybitniejsi konstytucjonaliści wskazywali, że projekt jest sprzeczny z ustawą zasadniczą. Dziś banki same nakłaniają rządzących, by wdrożyli rzekomo niekonstytucyjne rozwiązania i rozwiązali problem sektora, ponieważ nie chcą wziąć odpowiedzialności za swoje błędy i wolą upaństwowić straty.
Na chwilę obecną nic nie wskazuje, aby projekt autorstwa KNF miał trafić do Sejmu – wątpliwe, aby w roku wyborczym jakakolwiek licząca się siła polityczna zechciała go zareklamować swoim szyldem. Niewykluczone, że Nadzór, który wraz z bankami przyczynił się do skali procederu frankowego (głównie przez swoją opieszałość), chce w ten sposób zasiać ziarno niepewności i zniechęcić wahających się do składania pozwów.
Kredytobiorcy znają jednak swoje prawa i są znacznie lepiej wyedukowani niż jeszcze 10 lat temu. Dlatego mało prawdopodobne, by zakusy byłych i obecnych bankowców zrobiły na kimkolwiek wrażenie i skutecznie odstraszyły konsumentów przed dochodzeniem sprawiedliwości w sądach.