Kontrpozwy, których jeszcze niedawno obawiali się frankowicze ze strony banków, wkrótce prawdopodobnie odejdą w niebyt. A to wszystko za sprawą opinii Rzecznika Generalnego TSUE i spodziewanej decyzji samego Trybunału, który może odebrać bankom prawo do zarobku, gdy sąd uzna, że umowa jest nieważna z powodu występowania w niej klauzul abuzywnych. Bankowcy mają skrytą nadzieję, że Nadzór Finansowy podsunie rządzącym projekt ustawy, która w systemowy sposób rozwiązywałaby niewygodną kwestię franków. W kuluarach mówi się, że jeśli taka ustawa trafi do Sejmu, to najwcześniej w przyszłym roku. Czy frankowicze powinni się jej bać?
-
W czwartek minęły trzy tygodnie, od kiedy Rzecznik Generalny TSUE zanegował prawo banków do wynagrodzenia za tzw. bezumowne korzystanie z kapitału
-
Wyrok w sprawie C-520/21, w której wypowiedział się Rzecznik, powinien zapaść już za kilka miesięcy
-
Banki boją się, że teraz frankowicze jeszcze chętniej będą składać pozwy, a w dodatku zaczną rościć o waloryzację świadczeń, stąd odczuwają pilną potrzebę „wyprodukowania” nowego straszaka
-
Najnowszy pomysł polega na ustawowym rozwiązaniu kwestii franków, które to odebrałoby frankowiczom jakiekolwiek korzyści po unieważnieniu umowy.
Banki obawiają się lawiny pozwów i szykują kontratak po opinii Rzecznika
Od miesięcy eksperci ostrzegali bankowców, że opinia Rzecznika Generalnego w sprawie C-520/21 nie będzie korzystna dla sektora finansowego, bo byłoby to po prostu wbrew unijnemu prawu. Zgodnie z dyrektywą 93/13 chroniącą konsumentów należy odstraszać przedsiębiorcę od zawierania w umowach z klientami tzw. klauzul abuzywnych.
Gdyby banki zyskały prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, gdy umowa z ich winy jest nieważna, byłoby to sprzeczne z założeniami i celami unijnej dyrektywy. Trudno, aby ostateczny wyrok TSUE w tej sprawie miał okazać się inny. Bankowcy jednak wciąż mają nadzieję i jak mantrę powtarzają, że opinia Rzecznika to nie wyrok. Jednocześnie zawiązują kolejne rezerwy na ryzyko prawne spornych kredytów i kładą nacisk na ugody z klientami.
Ugody jednak nie spotykają się z entuzjazmem frankowiczów, którzy znają swoje prawa znacznie lepiej niż jeszcze kilka lat temu i wiedzą, że idąc do sądu, mają ok. 97 proc. szans na wygraną. A po niej odzyskają nie tylko nadpłatę ponad kapitał kredytu, ale również znaczną część poniesionych kosztów sądowych. Do niedawna banki straszyły frankowiczów wspomnianymi już kontrpozwami, ale teraz takie roszczenia mogą budzić w kredytobiorcach co najwyżej uśmiech politowania. Przypominają im, że zdaniem Rzecznika Generalnego to nie bank, a konsument może mieć prawo do wysuwania takich roszczeń wobec przedsiębiorcy, na przykład pod postacią waloryzacji świadczenia wskaźnikiem inflacji.
Co więc robią banki? Knują. Tej samej czynności oddają się też instytucje odpowiedzialne za stabilność sektora finansowego, a przynajmniej taki wniosek można wysnuć po zapoznaniu się z informacją opublikowaną kilka tygodni temu przez Puls Biznesu. Według PB to właśnie owe instytucje szykują projekt ustawy, która miałaby systemowo rozwiązać kwestię franków. W jaki sposób? To zaskakująco proste: po wprowadzeniu ustawy banki miałyby już obowiązek oferowania frankowiczom ugód na zasadach zaproponowanych wcześniej przez szefa KNF.
Kredytobiorcy mieliby do wyboru trzy ścieżki: polubowne rozwiązanie, czyli ugodę, spłatę kredytu na dotychczasowych warunkach lub, tak jak do tej pory, pozew. Zmieniłyby się jedynie następstwa unieważnienia umowy – jeśli frankowicz doprowadziłby do jej upadku w sądzie, natychmiast zostałby obłożony stuprocentowym podatkiem od wzbogacenia się. W ten sposób różnica pomiędzy tym, co wywalczył, a tym, co proponował bank w ramach ugody zostałaby mu w majestacie prawa odebrana.
Prawnicy już dziś nie zostawiają na tym antykonsumenckim i wprost haniebnym pomyśle suchej nitki. Zauważają, że prawo nie może działać wstecz, a poza tym podkreślają, że tego rodzaju rozwiązanie natychmiast spotkałoby się z reakcją unijnych instytucji. Jak na razie nie wiadomo też, kto miałby zostać promotorem tego rodzaju ustawy – żadne środowisko polityczne nie będzie bowiem chciało być kojarzone z pomocą bankowcom, którzy nie są darzeni przez społeczeństwo ani sympatią, ani zaufaniem.
Podobno padł pomysł, aby patronat nad ustawą objął prezydent, który w kampanii wyborczej w 2015 roku aktywnie działał na polu systemowego rozwiązania sporu o franki. Głowa państwa dość długo milczała na ten temat, ale w piątek sytuacja uległa zmianie: prezydent poinformował, że oczekuje na przedstawienie mu przez państwowe instytucje koncepcji oraz propozycji w zakresie kredytów we franku. Jednocześnie prezydent podkreślił, że jego kancelaria nie pracuje w tej chwili nad tym zagadnieniem.
Kiedy Nadzór podrzuci do Sejmu frankowego konia trojańskiego?
Zdaniem specjalistów ewentualnej ustawy frankowej należy spodziewać się nie wcześniej niż w 2024 roku, czyli po planowanym wyroku TSUE. Ten, jeśli będzie skrajnie prokonsumencki, spowoduje wprost lawinę nowych pozwów, jak też wywoła chęć aktualizacji roszczeń frankowiczów o waloryzację świadczeń bądź odszkodowanie. Wówczas wyciągnięta z kapelusza ustawa mogłaby bardzo pomóc bankowcom w rozprawieniu się z tematem wadliwych kredytów, a przede wszystkim z jego finansowym aspektem. W przyszłym roku na ewentualny projekt takiej ustawy przychylniej spojrzą też sami politycy, którzy, zakładając, że będzie już po wyborach, będą czuli się pewniej w ławach sejmowych i ewentualny gniew elektoratu nie zrobi na nich większego wrażenia.
Prezes ZBP tłumaczy dlaczego ustawa dotycząca kredytów CHF nie byłaby sprawiedliwa – wypowiedź 2019 r.
Banki oczywiście z utęsknieniem czekają na to, aż Nadzór czy rządzący wyciągną do nich pomocną dłoń i ustrzegą przed „błędami młodości”, gdy frank był bardzo tani, a zdolność kredytowa Polaków – niska. To o tyle ciekawe, że jeszcze przed kilkoma laty bankowcy robili, co mogli, by zablokować trwające prace nad systemowym rozwiązaniem kwestii franków, w tym przewalutowaniem kredytów na złotówki.
Wówczas argumentem sektora było to, że po pierwsze, byłoby to niesprawiedliwe względem innych kredytobiorców, a po drugie, mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której po pogorszeniu się parametrów ekonomicznych byli już frankowicze zaczęliby rościć o zmianę warunków umownych, tym razem z uwagi na wysokie oprocentowanie kredytów złotowych.
Dziś bankowcy nie mają już wątpliwości, że ustawowe załatwienie sprawy jest właściwą drogą i gorąco zagrzewają do niego rządzących. Świadczy to o desperacji banków i powolnym godzeniu się z porażką. Niezależnie od tego, czy oczekiwany przez nie projekt ustawy wpłynie do Sejmu, czy też nie, niemal na pewno zostanie storpedowany – jeśli nie na szczeblu krajowym, to unijnym, gdzie prawa konsumenta stoją nad interesem korporacji.