Frankowicze stoją dziś przed ważnym dylematem: ugoda z bankiem czy batalia sądowa o unieważnienie umowy? W 2025 roku sytuacja prawna i rynkowa takich kredytobiorców znacząco się zmieniła. Linie orzecznicze są coraz bardziej prokonsumenckie, a banki – świadome pasma porażek w sądach – intensyfikują ofertę ugód. W tym felietonie przeanalizujemy, kiedy warto rozważyć ugodowe załatwienie sporu, a kiedy lepiej poczekać na wyrok sądu. Przyglądamy się różnicom w podejściu do ugód na różnych etapach (przed pozwem, w trakcie procesu i po spłacie kredytu), strategii banków w 2025 r. oraz najważniejszym korzyściom i ryzykom związanym z ugodą w porównaniu do wyroku sądowego.
Spis treści:
Kiedy warto rozważyć ugodę i jak ją najlepiej negocjować?
Mimo prokonsumenckich trendów w orzecznictwie, ugoda z bankiem bywa warta rozważenia w określonych sytuacjach. Przede wszystkim kusić może szybkość i pewność takiego rozwiązania – ugoda pozwala uniknąć długiego procesu sądowego i związanej z nim niepewności. Dla osób, którym zależy na natychmiastowym uregulowaniu sytuacji (np. sprzedaży mieszkania obciążonego hipoteką) lub które po prostu chcą zamknąć rozdział „frankowy” bez wieloletniego stresu, polubowne porozumienie z bankiem może być atrakcyjne. Warunkiem jest jednak, aby propozycja ugodowa była realnie korzystna i odpowiednio zabezpieczona zapisami.
Jak wynegocjować najlepsze warunki?
Kluczem jest świadomość własnej pozycji. Zanim przystąpimy do rozmów, warto skrupulatnie obliczyć, ile dotychczas spłaciliśmy bankowi i jak ma się ta kwota do początkowo pożyczonego kapitału. Niejeden frankowicz odkrywa, że przez lata spłacania kredytu oddał bankowi więcej, niż wyniosła pierwotna kwota kredytu – czyli ma nadpłacony kapitał. Tę wiedzę należy wykorzystać w negocjacjach: jeżeli bank proponuje ugodę polegającą na umorzeniu części pozostałego salda, upewnijmy się, że uwzględnia ona tę nadpłatę. Nie wahajmy się pytać o dopłatę z banku, gdy nasze wpłaty przekroczyły pożyczony kapitał. Banki często nie informują otwarcie o istnieniu nadpłaty, licząc że klient szybko zgodzi się na ugodę nie zdając sobie sprawy, ile już spłacił.
Należy też porównać propozycję ugody z potencjalnym wynikiem sprawy sądowej. W tym celu najlepiej skonsultować się z prawnikiem od spraw frankowych, który wyliczy, co prawdopodobnie zyskamy unieważniając umowę w sądzie. Jeżeli ugoda zostawia nas z długiem większym niż zerowe saldo po ewentualnym unieważnieniu umowy, to znak, że bank nie oferuje maksimum tego, co mógłby – warto wtedy negocjować dalej albo rozważyć pozew.
Silnym argumentem przetargowym jest przypomnienie bankowi o obecnej linii orzeczniczej: dziś kredytobiorca unieważniający umowę najczęściej oddaje co najwyżej nominalny kapitał, a bank nie ma prawa żądać żadnych odsetek czy „wynagrodzenia za korzystanie z kapitału”. Co więcej, to konsumentowi należą się odsetki za opóźnienie od banku. Świadomość, że w sądzie klient może uzyskać więcej, powinna skłonić bank do większych ustępstw.
W praktyce wiele banków stosuje model ugody zarekomendowany jeszcze w 2020 r. przez KNF (przewalutowanie kredytu na złotówki po kursie z dnia zaciągnięcia i ponowne przeliczenie salda) jako punkt wyjścia do negocjacji. Dobry negocjator jest jednak w stanie ugrać więcej – np. dodatkowe oddłużenie, obniżenie marży czy jednorazową dopłatę – zwłaszcza jeśli wykaże gotowość do wytoczenia powództwa.
Podsumowując tę część: ugodę warto rozważyć głównie wtedy, gdy czas i spokój są dla nas ważniejsze niż maksymalne korzyści finansowe, lub gdy bank rzeczywiście zaoferuje nam warunki niemal tak dobre, jak spodziewany wyrok sądu. Zawsze jednak należy dokładnie przeanalizować propozycję – na chłodno, bez presji. Nie akceptujmy pierwszej oferty bez namysłu; banki celowo nadają negocjacjom tempo (telefony, oferty ważne „tylko dziś”), by nie dać klientowi czasu na refleksję. Tymczasem z każdą dodatkową informacją rośnie nasza przewaga – dlatego przed podpisaniem czegokolwiek skonsultujmy ugodę z prawnikiem i porównajmy, co ugoda daje, a co dałby potencjalny wyrok sądu.
Kiedy nie warto zawierać ugody i lepiej poczekać na wyrok sądu?
Istnieją sytuacje, w których podpisanie ugody z bankiem może oznaczać rezygnację ze znacznie większych korzyści, jakie zapewniłby nam wyrok sądowy. Rok 2025 przynosi frankowiczom argumenty, które jeszcze kilka lat temu nie były tak oczywiste. Po pierwsze, szanse powodzenia w sądzie są przytłaczająco wysokie – statystyki z 2023 roku mówią o ok. 97% wygranych spraw frankowych w I instancji i aż 99% wygranych przed sądami II instancji. Oznacza to, że ryzyko przegranej z bankiem stało się marginalne. Po drugie, korzyści finansowe z wygranej sprawy znacznie wzrosły. Dzięki przełomowym wyrokom TSUE z końca 2023 r. frankowicze mogą domagać się od banków ustawowych odsetek za opóźnienie za cały czas trwania sporu sądowego. Te odsetki są niemałe – obecnie to 11,25% w skali roku liczone od sumy zapłaconych rat kredytu, a nie tylko od „nadpłaty”. Dla zobrazowania: jeśli proces trwa 2 lata, a kredytobiorca spłacił łącznie 250 tys. zł, to bank po przegranej będzie musiał dopłacić ponad 50 tys. zł ekstra z tytułu odsetek. Ugodę zawsze zawiera się bez takich odsetek i bez zwrotu kosztów procesu, które w razie wygranej pokrywa bank. Krótko mówiąc – podpisując ugodę, kredytobiorca zrzeka się dodatkowego “bonusu” finansowego, który dziś stał się pewnym standardem wygranej w sądzie.
Kolejnym czynnikiem zniechęcającym do ugody jest czas. Argument banków, że ugoda to szybkie rozwiązanie problemu, traci na znaczeniu, bo postępowania sądowe ulegają usprawnieniu. Planowana specustawa frankowa ma wprowadzić automatyczne zawieszenie spłaty rat po złożeniu pozwu, co odciąża frankowiczów podczas procesu. Już teraz wiele sądów sprawnie zawiesza obowiązek spłat na czas trwania sprawy, a uproszczone procedury i jasność co do rozliczeń po unieważnieniu umowy (rozstrzygnięta przez TSUE) sprawiają, że procesy przebiegają coraz sprawniej. Ugoda przestała więc być jedynym sposobem, by szybko odciążyć domowy budżet – podobny efekt (wstrzymanie rat) można osiągnąć wchodząc na ścieżkę sądową, zaś każdy miesiąc trwania procesu działa na niekorzyść finansową banku(rosną odsetki za opóźnienie). Banki tracą zatem przewagę czasu.
Najważniejsze jednak są finanse i sprawiedliwość. Jeżeli otrzymana oferta ugodowa wymaga oddania bankowi dużej części spornego salda lub rezygnacji z roszczeń o zwrot nadpłaconych kwot, to w realiach 2025 roku często bardziej opłaca się poczekać na wyrok.
Przykładowo, ugoda zazwyczaj w ogóle nie przewiduje zwrotu nadpłaconego kapitału przez bank (w najlepszym razie saldo zostaje wyzerowane, ale bez dopłat ze strony banku), podczas gdy wyrok unieważniający umowę oznacza, że wszystkie nasze wpłaty zaliczane są na poczet kapitału – a nadwyżkę ponad pożyczoną kwotę bank musi nam oddać. Jeśli ktoś spłacił już więcej niż wziął, ugoda bez zwrotu tej różnicy byłaby dla niego niekorzystna i lepiej iść do sądu.
Co więcej, w świetle nowych wyroków sąd może w ogóle odmówić bankowi prawa do jakichkolwiek dodatkowych roszczeń, a nawet do zwrotu pozostałego kapitału, jeśli bank zbyt długo zwlekał z jego dochodzeniem. W cytowanej wcześniej sprawie przeciw mBankowi sąd uznał, że roszczenie banku o zwrot wypłaconego kapitału uległo przedawnieniu – bank próbował dochodzić swoich praw po upływie 3-letniego terminu i ostatecznie nie odzyska ani złotówki. Mało tego, sąd wytknął bankowi, że ten, kto sam stosuje nieuczciwe zapisy wobec konsumenta, nie zasługuje na szczególną ochronę swoich interesów.
Taki wyrok to dla frankowiczów najlepszy z możliwych scenariuszy – całkowicie darmowy kredyt, a de facto także mieszkanie wolne od długu. Oczywiście nie każdy przypadek skończy się aż tak spektakularnie (banki nauczyły się już podnosić zarzut potrącenia czy składać pozew wzajemny, by zabezpieczyć zwrot kapitału w toku sprawy), niemniej trend orzeczniczy jest jasny: ugody ustępują miejsca wyrokom, które coraz pełniej chronią konsumentów.
Podsumowując, nie warto zawierać ugody, gdy:
- Oferta banku nie rekompensuje nam w pełni tego, co już wpłaciliśmy (brak zwrotu nadpłaty) lub pozostawia do spłaty kwotę, której można by uniknąć przy unieważnieniu umowy.
- Nasza sprawa jest już w zaawansowanym toku sądowym albo dysponujemy mocnymi argumentami i dowodami – przy 99% szans na wygraną ugoda byłaby zbyt daleko idącym kompromisem.
- Nie zależy nam na natychmiastowym zakończeniu sporu, a jesteśmy gotowi poczekać kilkanaście miesięcy na prawomocny wyrok, aby uzyskać maksymalne korzyści finansowe.
- Bank wywiera presję czasową i nie daje przestrzeni na analizę oferty – to znak, że oferta może być dla nas niekorzystna. W razie wątpliwości lepiej wstrzymać się z podpisaniem i rozważyć pozew.
Ugoda na różnych etapach: przed pozwem, w trakcie procesu, po spłacie kredytu
Strategia dotycząca ugody może wyglądać inaczej w zależności od etapu, na jakim znajduje się nasz kredyt i ewentualny spór z bankiem. Inaczej negocjuje się ugodę przed złożeniem pozwu, inaczej w trakcie toczącego się już procesu, a jeszcze inaczej, gdy kredyt jest całkowicie spłacony.
Przed pozwaniem banku
Jeśli jeszcze nie zdecydowaliśmy się na pozew, a jedynie rozważamy różne opcje, możemy spotkać się z propozycją ugody inicjowaną przez bank. W ostatnich latach większość dużych banków (m.in. PKO BP, mBank, Millennium) uruchomiła programy ugód adresowane do frankowiczów, ale głównie dla tych, którzy wciąż spłacają kredyt. Na etapie przedprocesowym bank może przedstawić swoją ofertę w odpowiedzi na naszą reklamację, wezwanie do zapłaty wadliwie naliczonych kwot lub po prostu w ramach kampanii telefonicznej do klientów.
W tym etapie oferty ugodowe bywają najmniej korzystne, bo bank wie, że klient nie podjął jeszcze decyzji o pozwie i być może liczy na polubowne zakończenie sprawy z obawy przed sądem. Propozycje często sprowadzają się do przewalutowania kredytu na złotówki po kursie z dnia zaciągnięcia (czyli tak, jakby od początku był to kredyt złotowy) i ustalenia nowego harmonogramu spłat.
W praktyce oznacza to zazwyczaj umarzenie części pozostałego długu (czasem nawet całości, jeśli saldo jest nieduże), ale bez zwrotu tego, co już nadpłaciliśmy. Oprocentowanie po przewalutowaniu zwykle opiera się na stawce WIBOR, co przy obecnych wysokich stopach procentowych może oznaczać wyższe raty niż historyczne raty frankowe. W efekcie ugoda przed pozwem bywa dla kredytobiorcy średnio atrakcyjna – pozbywa się on co prawda ryzyka kursowego franka, lecz przejmuje na siebie ryzyko stóp procentowych w PLN i rezygnuje z ewentualnych roszczeń wobec banku.
Jak podejść do ugody przed pozwem? Należy zachować ostrożność i nie ulegać pierwszej ofercie. To dobry moment, by rozpocząć własne negocjacje: można odrzucić propozycję banku i przedstawić własną kontr-ofertę, np. żądając większego umorzenia lub zwrotu części nadpłaconych odsetek. Dobrą taktyką bywa złożenie w sądzie wniosku o zawezwanie banku do próby ugodowej – samo to potwierdza naszą determinację, a dodatkowo (jak pokazały wyroki) może wyznaczyć początek biegu terminu przedawnienia roszczeń banku.
Bank widząc zdecydowanie klienta może poprawić warunki. Jeśli jednak rozmowy utkną w martwym punkcie albo propozycje nadal odbiegają od tego, co uzyskalibyśmy w sądzie – nie bójmy się zmienić frontu i skierować sprawy na drogę sądową. Paradoksalnie, wniesienie pozwu często dopiero otwiera drogę do naprawdę atrakcyjnej ugody (bank widząc pozew zaczyna traktować klienta poważniej).
Ugoda w trakcie sprawy sądowej
Gdy sprawa trafi już do sądu, dynamika relacji z bankiem się zmienia. Kredytobiorca zyskuje przewagę – bank jest świadomy, że prawdopodobnie przegra, a z każdym dniem rosną jego potencjalne koszty (odsetki ustawowe, koszty procesowe). Nic dziwnego, że wiele banków właśnie na etapie trwającego procesu składa klientom propozycje ugodowe, nieraz lepsze niż przed pozwem. Zdarza się, że tuż przed kluczową rozprawą czy ogłoszeniem wyroku bank kontaktuje się z ofertą: np. całkowitego anulowania pozostałego salda zadłużenia, rezygnacji z jakichkolwiek roszczeń wzajemnych, a nawet – choć to rzadkie – pokrycia części kosztów zastępstwa procesowego.
Dla kredytobiorcy jest to dylemat: z jednej strony widać już niemal metę procesu i perspektywę wyroku (z pełnym zwrotem nadpłat, odsetkami i kosztami), z drugiej strony ugoda pozwala uniknąć dalszego czekania i zakończyć sprawę natychmiast. Warto wtedy chłodno porównać: jeśli bank w ugodzie oferuje nam dokładnie to, co prawdopodobnie zasądzi sąd (np. umorzenie całego pozostałego długu i rezygnację z „wynagrodzenia za kapitał”), to ugoda może mieć sens – oszczędzimy czas, a nie stracimy pieniędzy względem wyroku. Jednak w większości przypadków bank w ugodzie zaoferuje trochę mniej (bo dlaczego miałby dać nam więcej niż to, czego żądamy w pozwie?).
Z reguły zabraknie np. odsetek za opóźnienie albo pełnej kwoty nadpłaty. Trzeba sobie wtedy zadać pytanie, czy opłaca się rezygnować z tych kwot w zamian za skrócenie sporu o kilka miesięcy. Często odpowiedź brzmi: nie warto. Chyba że okoliczności życiowe zmuszają nas do natychmiastowego zakończenia sprawy (np. względy zdrowotne lub finansowe) – wówczas taka ugoda „last minute” może być rozwiązaniem humanitarnym, choć nie maksymalnie opłacalnym.
Należy też pamiętać, że ugoda sądowa (zawarta już po złożeniu pozwu) zwykle wymaga cofnięcia pozwu lub zrzeczenia się roszczeń. Raz zawartej ugody nie można już podważyć – nawet jeśli za miesiąc zapadnie uchwała Sądu Najwyższego jeszcze bardziej korzystna dla frankowiczów, my nie będziemy mogli z niej skorzystać, mając podpisaną ugodę. Dlatego decyzję o ugodzie w trakcie procesu trzeba podjąć rozważnie, konsultując ją z pełnomocnikiem prowadzącym sprawę. Czasem warto zapytać sąd o możliwość przełożenia terminu rozprawy w związku z toczącymi się rozmowami ugodowymi – tak, by dać sobie czas na analizę warunków i ewentualne dopracowanie porozumienia z bankiem.
Ugoda po spłacie kredytu
Osobną kategorią frankowiczów są osoby, które spłaciły już swój kredyt w całości (tzw. umowa wykonana). Takie osoby również mogą kwestionować w sądzie ważność umowy i domagać się zwrotu nadpłaconych kwot. Jednak jeśli chodzi o ugody, sytuacja wygląda inaczej: banki na ogół nie proponują ugód klientom z całkowicie spłaconymi kredytami. Powód jest prosty – w tych przypadkach to bank musiałby oddać pieniądze, a nie tylko zredukować przyszłe raty czy saldo. Żaden bank dobrowolnie nie zaoferuje wypłaty kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy złotych klientowi, który sam nic już mu nie jest winien (chyba że został do tego zmuszony szczególnymi okolicznościami). W praktyce więc frankowicz po spłacie kredytu nie ma innej drogi niż droga sądowa, aby odzyskać swoje pieniądze.
Są nieliczne wyjątki – np. w 2023/2024 r. pojawił się program ugód dla klientów dawnego Getin Noble Bank (będącego w restrukturyzacji), który dopuszczał ugody nawet z tymi, którzy spłacili ponad 200% pożyczonego kapitału. To jednak odosobnione przypadki wynikające z specyficznej sytuacji banku. Generalnie, jeśli Twój kredyt frankowy jest już historią, a czujesz że nadpłaciłeś przez lata ogromne kwoty – pozew jest jedyną skuteczną opcją.
Można oczywiście spróbować skierować do banku przedsądowe wezwanie do zapłaty i zaproponować ugodę (np. że zadowolisz się zwrotem części nadpłaty w zamian za zrzeczenie się dalszych roszczeń). Jednak doświadczenie pokazuje, że dopóki nie pokażesz bankowi pieczątki z sądu na pozwie, dopóty mało który bank podejdzie poważnie do takiej propozycji. Wynika to z taktyki banków, by nie tworzyć precedensów wypłaty gotówki bez walki – obawiają się, że każdy spłacony kredytobiorca ustawiłby się po swój „zwrot”. Dlatego w segmencie kredytów spłaconych ugody to absolutna rzadkość.
Podejście banków do ugód w 2025 roku i ich motywacje
Dla pełnego obrazu warto przyjrzeć się, dlaczego banki w ogóle oferują ugody i jak wygląda ich strategia w 2025 roku. Jeszcze parę lat temu banki zarzekały się, że ich umowy frankowe są zgodne z prawem i straszyły klientów pozwami o zapłatę za korzystanie z kapitału (gdyby umowa została unieważniona). Jednak przełomowy wyrok TSUE z czerwca 2023 r. w sprawie C-520/21 ostatecznie uciął te groźby – Trybunał jasno stwierdził, że bankom stosującym nieuczciwe klauzule nie należy się żadne wynagrodzenie za kapitał. W rezultacie banki zaprzestały pozywania klientów w tym zakresie i musiały poszukać innej strategii ograniczenia strat. Tą strategią stały się właśnie ugody, które są dla banków najtańszym sposobem na wyeliminowanie ryzyka prawnego z wadliwych umów.
Motywacje banków w 2025 r. można podsumować następująco:
- Minimalizacja strat finansowych: Każda ugoda oznacza, że bank uniknie płacenia wysokich odsetek za opóźnienie i kosztów procesu, które musiałby pokryć w razie przegranej. Z punktu widzenia banku lepiej umorzyć klientowi np. 20% kredytu teraz, niż za rok oddawać mu 50% w gotówce wraz z odsetkami. Ugoda pozwala też zachować część odsetek kapitałowych, których w razie unieważnienia umowy bank zostałby pozbawiony (kredyt staje się darmowy). To proste kalkulacje biznesowe.
- Zmniejszenie rezerw i poprawa raportów: Ciągnące się spory sądowe zmuszają banki do odkładania rezerw na ryzyko prawne. Masowe unieważnienia umów to dla banków miliardowe obciążenia. Zawarcie ugody pozwala uwolnić część rezerw i zdjąć niepewność z bilansu banku – umowa zostaje zamknięta, ryzyko zanika. Dla akcjonariuszy i regulatorów to sygnał stabilizacji. Właśnie dlatego akcja ugodowa ruszyła tuż po rekomendacji KNF w 2020 r., która zachęcała banki do polubownego przewalutowania kredytów.
- Wizerunek i relacje z klientami: Choć może to brzmieć paradoksalnie, niektóre banki chcą pokazać, że „troszczą się” o klientów frankowych, oferując im ugody. Oficjalnie przedstawiają to jako ukłon w stronę kredytobiorców, którzy mogą szybko pozbyć się ryzyka walutowego. W tle jest oczywiście kalkulacja zysków, ale dla banku każda ugoda to także mniejsze grono skonfliktowanych klientów i mniejsza presja społeczna. Banki pamiętają, jak negatywny rozgłos przyniosły im historie frankowiczów, stąd ugody są też elementem zarządzania reputacją.
- Segmentacja ofert: W 2025 r. banki nauczyły się, że nie wszystkich frankowiczów przekonają te same warunki. Dlatego oferty ugodowe bywają bardziej atrakcyjne dla tych, którzy podjęli kroki prawne. Jak zauważono, propozycje są korzystniejsze, gdy kredytobiorca już wniósł pozew – to ci klienci dostaną np. pełne umorzenie salda czy niższą stawkę oprocentowania po przewalutowaniu. Z kolei klienci bierni, którzy jeszcze nie poszli do sądu, często dostają ofertę podstawową (konwersja po kursie z dnia zaciągnięcia, bez dodatkowych „bonusów”). Banki segmentują też klientów pod kątem nadpłaty: im więcej ktoś nadpłacił (a więc im więcej potencjalnie bank musiałby mu zwrócić przy unieważnieniu umowy), tym większe ustępstwo bank jest gotów zrobić, byle zatrzymać go przy ugodzie. Ta taktyka ma sens – klient z dużą nadpłatą ma najwięcej do wygrania w sądzie, więc żeby go zniechęcić do procesu, bank musi dać mu lepszą marchewkę.
Podsumowując, banki w 2025 r. aktywnie poszukują ugód, ale na swoich warunkach. Ofertę skroją tak, by była wystarczająco atrakcyjna dla klienta, a jednocześnie optymalna z perspektywy banku. Dlatego nie należy ugody postrzegać jako „gestu dobrej woli” banku – to raczej chłodna kalkulacja. Bank zgodzi się na tyle ustępstw, ile będzie musiał, aby powstrzymać klienta od pójścia do sądu. Zrozumienie tej motywacji pomaga kredytobiorcy twardo stąpać po ziemi przy negocjacjach.
Ugoda czy wyrok? – analiza korzyści i ryzyk
Decyzja między ugodą a wyrokiem sądowym sprowadza się do porównania korzyści i ryzyk obu rozwiązań. Każda opcja ma swoje plusy i minusy, które warto rozważyć przed podjęciem ostatecznego kroku.
- Korzyści ugody: Największym plusem jest szybkość i pewność załatwienia sprawy. Ugodę można zawrzeć w kilka tygodni lub miesięcy, podczas gdy proces sądowy trwa średnio 1,5–3 lata (choć ten czas się skraca). Dla wielu osób ważny jest spokój ducha – ugoda oznacza brak rozpraw, apelacji, oczekiwania na wyrok. Ponadto, ugodowe załatwienie sporu pozwala uniknąć ekspozycji medialnej czy stresu związanego z zeznawaniem w sądzie. Jeżeli komuś bardzo zależy na utrzymaniu relacji z bankiem (np. liczy na dalszą współpracę kredytową, ma w tym banku inne produkty), to polubowne rozwiązanie konfliktu może ochronić tę relację. Ugoda może też korzystnie wpłynąć na historię kredytową – bank nie zgłosi negatywnych informacji do BIK, a po unieważnieniu umowy czasem dochodziło do sporów o wpisy w rejestrach.
- Ryzyka i minusy ugody: Głównym minusem jest rezygnacja z części należnych pieniędzy. Jak wykazano wyżej, podpisując ugodę frankowicz oddaje bankowi część tego, co wynikało z nieuczciwej umowy (choć bank zgadza się unieważnić wadliwe klauzule, to zatrzymuje część naszych wpłat w postaci kapitału czy odsetek). Finansowo ugoda niemal zawsze wypada gorzej niż wyrok sądu – brak w niej odsetek za opóźnienie, pełnego zwrotu nadpłaty czy zwrotu kosztów prawnika. W niektórych przypadkach ugoda może nie rozwiązać problemu w całości, a jedynie go zmniejszyć (np. pozostaje do spłaty jeszcze przez kilka lat mniejszy kredyt złotówkowy). Trzeba też pamiętać o skutkach podatkowych: umorzenie długu w ugodzie bywa traktowane jak przychód klienta, co rodzi obowiązek podatkowy (chyba że rząd wprowadzi zwolnienie – takie pomysły się pojawiały). Jeśli zaś ugoda przewiduje jakąś wypłatę na rzecz kredytobiorcy, również może to rodzić konsekwencje podatkowe. Ponadto, podpisując ugodę zwykle zrzekamy się wszelkich roszczeń względem banku – zamykamy sobie drogę do dochodzenia czegokolwiek więcej, nawet gdyby w przyszłości wyszły na jaw nowe okoliczności czy zapadły korzystniejsze dla nas wyroki. Krótko mówiąc, ugoda to kompromis, w którym frankowicz odzyskuje częściowo kontrolę nad sytuacją, ale kosztem zrzeczenia się części praw.
- Korzyści wyroku sądowego: Wygrywając proces frankowy, kredytobiorca osiąga zwykle maksimum możliwych korzyści finansowych. Umowa zostaje unieważniona w całości, co oznacza, że nie obowiązują już żadne jej postanowienia – kredyt staje się tak, jakby go nigdy nie było. Saldo zadłużenia spada do zera, wszelkie wpisy hipoteczne sąd każe wykreślić, a bank musi rozliczyć się z klientem. W zależności od sytuacji albo klient zwraca bankowi nominalną kwotę kapitału, a bank zwraca wszystkie zapłacone raty (tzw. teoria dwóch kondykcji), albo następuje potrącenie wzajemnych należności. W obu modelach klient nie płaci bankowi odsetek ani marż – wykorzystanie kapitału było darmowe. W praktyce frankowicz uzyskuje darmowy kredyt: korzystał z kapitału banku, płacąc jedynie raty, które i tak bank mu zwróci. Co więcej, dostaje od banku odsetki ustawowe za opóźnienie (obecnie bardzo wysokie) od momentu, w którym zażądał zwrotu pieniędzy. Sąd zasądza też na jego rzecz zwrot kosztów procesu za obie instancje, więc nawet wydatki na prawnika są ostatecznie refundowane przez bank. Wyrok sądowy daje też satysfakcję i poczucie sprawiedliwości – czujemy czarno na białym, że umowa była nieuczciwa, a nasze prawa konsumenckie zostały obronione. Jest to ważne dla wielu osób, które czują się pokrzywdzone przez wieloletnie obciążenia i praktyki banków.
- Ryzyka postępowania sądowego: Główną wadą drogi sądowej była dotąd jej długotrwałość, jednak – jak omówiono – sytuacja ulega poprawie. Niemniej wciąż trzeba liczyć się z koniecznością zaangażowania czasu i energii w uczestnictwo w procesie. Stres związany z nieznanym wynikiem (choć statystyki są świetne, zawsze istnieje niezero prawdopodobieństwo odmiennych ustaleń sądu) może niektórym osobom doskwierać. Proces to także konieczność poniesienia kosztów z góry – opłaty sądowej od pozwu (1000 zł w sprawie o unieważnienie umowy) oraz kosztów prawnika, jeśli z takiego korzystamy. Te wydatki zwracają się dopiero po wygranej sprawie, ale jeśli ktoś przegrałby (co dziś zdarza się rzadko), zostałby z nimi bez zwrotu, a dodatkowo musiałby pokryć koszty strony przeciwnej. Trzeba też pamiętać, że wyrok prawomocny to nie koniec, bo trzeba jeszcze wykonać rozliczenia z bankiem – oddać kapitał (jeśli coś zostało) i dopilnować zwrotu swoich pieniędzy. W większości przypadków banki rozliczają się grzecznie po wyroku, ale bywały sytuacje, że potrzebna była egzekucja komornicza, co wydłużało finalne odzyskanie środków. To jednak raczej wyjątki.
Reasumując analizę: wyrok sądowy daje pełnię korzyści i egzekwuje odpowiedzialność banku za wadliwą umowę, ale wymaga czasu i cierpliwości. Ugoda zapewnia spokój i szybkość, lecz zwykle za cenę rezygnacji z części należnych benefitów.
Wnioski
Rok 2025 to czas, w którym układ sił między frankowiczami a bankami przechylił się wyraźnie na stronę konsumentów. Ugody frankowe nie są już prezentowane jako “jedyna rozsądna opcja”, lecz jedna z dróg, którą należy ocenić krytycznie, mając na uwadze ugruntowane orzecznictwo i własne interesy. Osoby rozważające ugodę powinny przede wszystkim uzbroić się w wiedzę – policzyć korzyści potencjalnego wyroku i porównać je z ofertą banku. Najnowsze trendy – od wyroków TSUE gwarantujących odsetki po prawomocne rozstrzygnięcia polskich sądów odbierające bankom prawo do dochodzenia roszczeń po terminie – sprawiają, że walka sądowa stała się dla frankowiczów bardziej opłacalna niż kiedykolwiek. Banki oczywiście zdają sobie z tego sprawę i dlatego intensyfikują próby zawierania ugód, by minimalizować własne straty.
Co zatem warto zrobić? Jeśli bank proponuje ugodę – nie działać pod presją. Spokojnie przeanalizować ofertę, najlepiej z prawnikiem, i zastanowić się, czy odpowiada ona temu, co uzyskalibyśmy, wygrywając w sądzie. W wielu przypadkach okaże się, że ugoda jest zbyt skromna – bo nie oddaje nadpłaty, bo każe spłacać kredyt w złotówkach na wysokim procencie, bo nie uwzględnia należnych odsetek itp. Wtedy lepiej nie bać się sądu, bo statystyki i precedensy są po stronie frankowiczów. Z drugiej strony, jeżeli ktoś ceni sobie święty spokój, a bank niespodziewanie zaoferuje mu niemal pełną kapitulację (np. anulowanie reszty długu), to ugoda może być rozsądnym zakończeniem długoletniej gehenny z kredytem.
Felieton ekspercki rządzi się logiką faktów i argumentów – a te w 2025 roku prowadzą do wniosku trudnego do podważenia: ugoda frankowa ma sens tylko wtedy, gdy jej warunki są porównywalne z rezultatem wygranej w sądzie. W przeciwnym razie frankowicz ryzykuje, że zostawi na stole znaczną część należnych mu pieniędzy. W obecnym stanie prawnym i orzeczniczym ugoda bywa rozwiązaniem wtórnym – dobra, gdy ktoś nie chce lub nie może czekać, ale niekoniecznie najlepszym.
Każdy kredytobiorca musi tę decyzję podjąć indywidualnie, ważąc krótkoterminowy komfort przeciwko długoterminowej korzyści. Najważniejsze, by decyzja ta była świadoma i podjęta z pełnym zrozumieniem konsekwencji – zarówno finansowych, jak i prawnych. A wtedy niezależnie od wyboru (ugoda czy wyrok) będzie to decyzja przemyślana i racjonalna, której podstawą jest znajomość swoich praw i chłodna kalkulacja.